18-21 października
Monika:
To były bardzo bogate w wydarzenia cztery dni
.
W skrócie:
drewno, pociągi, konie, nocne życie, zwiedzanie. Jakkolwiek bezsensownie to brzmi, zaraz zabieram się za tłumaczenie!
W czwartek i piątek na naszej uczelni odbywały się wyjazdy filieres metiers - to znaczy, że konkretne specjalizacje (jak już wspominałyśmy - my jesteśmy na drewnie i kompozytach) wyjeżdżały na różnie pojmowane wycieczki "tematoznawcze" ;) Niektórym się trafiło i wyjechali na dwa dni, spali w jakiś ładnych miejscach, jedli dobre rzeczy, byli na basenie (!), niektórym się nie udało i na przykład zwiedzali las.
|
Tak, tak. W czwartek rano pojechaliśmy do pierwszego miejsca naszej wycieczki - do pobliskiego lasu. Gdyby nie było zimniej niż to było zapowiadane, a facet prowadzący nie mówił jak leśny dziadek: po cichu i niewyraźnie, tylko jak lubiący swoją pracę, zainteresowany konwersacją ze studentami energiczny przewodnik - pewnie zrozumiałybyśmy więcej i przywiozłybyśmy z tego oto lasu lepsze wspomnienia. No i właśnie wtedy, w czwartek 18 października pojawił się nasz pierwszy problem lingwistyczny... Pojęcia "leśne" to jest jakaś enigma. |
|
Daria z Jeanne - równie zafascynowaną lasem. Jeanne jest super - D. |
Po spacerze w lesie wróciliśmy do opactwa na obiad, po którym nadszedł czas na siestę. Warto dodać, że nasza dobroduszna uczelnia tym razem nam ten obiad postawiła, więc jesteśmy do przodu o 3 euro (to znaczy teraz już na pewno nie, ale w czwartek jeszcze byłyśmy do przodu...)
|
tak, to jest siesta. na zdjęciu widoczny element zabroniony - płaszcz sanitariuszki z pola bitwy - także nie widzieliście tego. |
Po południu kontynuowaliśmy wycieczkę. Oto parę zdjęć z tej drugiej części:
|
Tartak, w którym byliśmy - niestety nie zrozumiałam po co oblewają to drzewo wodą. Może Daria wie, to nam to na pewno napisze. Nie pamiętam - D. |
|
Tartak po przejściu przez bramę przemieniał się w fabrykę robiącą panele - być może drewno do nich musi być mokre, żeby przy ścinaniu nie pękało. Tak, to by wyjaśniało te fontanny z wcześniejszego zdjęcia. |
Może wystarczy czwartku. W piątek o 6.45 musieliśmy być na nogach, żeby dojechać do kolejnego tartaku...
|
Zdziwiło mnie tylko czemu część pracy wykonują maszyny, a drugą część tej samej pracy - ludzie. Mam tu akurat na myśli cięcie tego drewna, które widzicie na obrazku. Ogólnie może to mało istotne i nie ma nic wspólnego z celem wycieczki, ale daje jej bardziej medialny obraz, bo bez tych drobnych głupot opowieść o zwiedzaniu tartaku raczej nie byłaby porywająca. Miałyśmy trociny we włosach, pod ubraniem, w butach, w oczach, w gardle (co jest okropne - odradzamy). I nawdychałyśmy się więcej pyłu z tego drewna niż tytoniu wdycha przez tydzień przeciętny bierny palacz. Tak, mam świadomość tego jak mało błyskotliwy jest to komentarz. Po prostu jak przypomnę sobie te nieszczęsne dwa dni to więcej rzeczy nie przychodzi mi do głowy. |
|
kszy...kszy... Baza do Moniki! tak, dostałam się do centrum dowodzenia w fabryce ;) (LOOOOOOOOL! TIM ILE TY MASZ LAT !?!?!?! XD - D.) Prawdę mówiąc wszyscy się dostaliśmy i te maszyny numeryczne sterujące tym wszystkim były chyba ciekawsze niż te wszystkie rzeczy związane z drewnem. Chociaż nie mam nic do drewna. Bardzo na przykład lubię drewniane meble. |
|
Kolejna firma z panelami, parkietami itd. Ta akurat zupełnie szczerze była fajna. Zaryzykuję nawet stwierdzenie - porywająca. I zaskakująca. Człowiek kupuje taki produkt, a za grosz nie ma pojęcia jak powstał. |
|
Daria i jej pomarańczowy strój bezpieczeństwa. (I mina zdziwionego żółwia.- D.) |
Ok. Piątek przeszedł do kolejnej fazy. A mianowicie szalonym pakowaniem plecaka, proszeniem kogoś, żeby zawiózł nas do Macon, na dworzec itd... W efekcie po powrocie z wycieczki (z której musimy zrobić raport...) w godzinę naszykowałyśmy rzeczy, uprosiłyśmy Maćka, żeby za hamburgera zawiózł nas na ten dworzec i pojechałyśmy.
Oczywiście kupiłam złe bilety, bo się trochę nie dogadałyśmy, w związku z czym byłyśmy stratne o jakieś 1,5 euro (!).
(Napisać człowiekowi kartkę z dokładnymi wskazówkami kupna biletu, to weźmie kartkę, ale czytać już nie będzie... - D.)
W końcu dojechałyśmy całkiem sympatycznym pociągiem do stacji przed Lyonem, gdzie czekała już na nas Viktoria (tak, to u niej mieszkałyśmy przez weekend - znamy się, bo Daria była jej opiekunką kiedy to Viktoria była u nas w Łodzi na Erazmusie jakieś 1,5 roku temu).
|
O proszę, to nasza dolna część pokoju (!), w którym mieszkałyśmy. Co prawda na górze było tylko jedno łóżko, więc się trochę skopałyśmy (sama siebie chyba musiałaś kopać w takim razie, ja nic nie zauważyłam takiego-D.), ale wszystkie "niedogodności" (to ciekawe, że mieszkając w opactwie, w muzeum mogę jeszcze na coś narzekać...) rekompensowała wanna w podłodze z kranem, z którego odkręcenie było dla nas nie lada wyzwaniem... | |
|
Viktoria jeździ konno, dlatego całą sobotę spędziłyśmy z nią na zawodach. Nie wiem jak to się fachowo po polsku nazywa, ale w każdym razie skakała na koniu przez przeszkody. Było to niesamowite doświadczenie, nie myślałam o tym nigdy wcześniej, a tego dnia byłam tym naprawdę mocno zafascynowana. Konie są absolutnie niesamowite, sam ten sport to jest coś pięknego, przygotowania samego konia, stroju, eh - generalnie no podobało mi się ;D
|
To zdjęcie wrzucam, żeby wyrazić mój podziw nad faktem, że 23letnia Viktoria prowadzi taki samochód, który ma za sobą jeszcze przyczepę z dwoma żywymi zwierzakami. Aż się głupio poczułam. Jak wrócę do Polski - biorę się ostro za moje prawo jazdy kat. B, bo jak nie zacznę jeździć, to zapomnę, że je mam. |
|
To ona, na Silverze. Piękny, prawda? |
|
Pierwsza konkurencja ok 10.00 (ah tak, nie dodałam, że żeby tam dojechać musiałyśmy wyjść w sobotę z domu o 7.30...) |
Tu jak skacze. Niestety uchwyciłam te rzadkie momenty kiedy to akurat strąciła belki...
|
Mój pies faworyt. Aportował kamienie, miał spłaszczony pysk, ogonek jak świnka i wypijał wodę z końskiego wiadra. Zresztą koń chyba jakoś niezbyt się tym przejmował jak widać. |
Ok, nie dodałam tego wcześniej, a nie mogę przecież tego pominąć: dowiedziałam się, że mam nieludzką alergię na konie. Daria się śmieje, ale przepłakałam, przekichałam i przesmarkałam cały dzień. Koszmar. Trzyma do tej pory. To szkoda, bo zaczynało mi chodzić po głowie, że może bym sama spróbowała tego sportu. Tzn. może nie w tej najbardziej szalonej wersji, ale tak trochę.
W pierwotnych planach miałyśmy wybrać się wieczorem na imprezę do Lyonu. Obawiałyśmy się, ze Viktoria będzie zbyt zmęczona, żeby dać radę. Jednak jest niezniszczalna ;)
|
To my z Viktorią tuż przed wieczornym wyjściem na miasto! Aż żal przyznać, ale to pierwszy raz we Francji, od 2 miesięcy, kiedy mogłyśmy się poczuć się kobieco. Szpilki po takim czasie to wyzwanie ;D (ps. we Francji sprzedają pachnące (lawendą) rajstopy!!!) |
Wieczór w skrócie: znajomi Viktorii, bar na głównej ulicy Lyonu, przepyszny talerz serów i wędlin, opcjonalnie: z winem, spacer, lody, gofry, spacer, spacer, spacer, impreza. Tzn. próba imprezowania, bo w efekcie była już 2 w nocy, klub nazywał się KGB, a na ścianach wisiał Stalin, Putin i rosyjskie prostytutki
(przypominam: NA ŚCIANIE :P). Wyszliśmy. To dobrze, bo nasze nogi po przejściu połowy Lyonu odmawiały właściwego funkcjonowania.
|
katedra nocą |
|
a to cała grupa gorączki sobotniej nocy, Ci Francuzi są 100 razy milsi, sympatyczniejsi i normalniejsi od tych, którzy z nami studiują... generalizuję rzecz jasna. |
|
To jest zabawna historia. Nie obliczyliśmy za dobrze miejsc w aucie i wyszło jak widzicie, ale nie o tym chciałam pisać. W takich bardzo specyficznych sytuacjach radio zawsze wie, jaką ma zagrać muzykę. Nasze nam zagrało przebój...: "I feel so close to you right now". Szyderca. |
|
Nasz szalony kierowca. |
|
A to absolutnie fantastyczny obraz, grafika - nie wiem, wiszący u Viktorii w domu. Genialny. Musiałam Wam pokazać. |
|
Panorama z okna ;) |
Ponieważ sobota skończyła się późno, niedziela też zaczęła się później niż zwykle. Śniadanie zjadłyśmy z grupą Niemców (Viktoria ma Mamę Niemkę, więc wiadomo - ten wątek cały czas gdzieś się tam przewija. I nie mogę już słuchać tego języka...). Po śniadaniu pojechaliśmy na obiad (takie tu są zwyczaje), a później pozwiedzać Lyon.
Dwie uwagi na temat francuskiego ruchu drogowego. Światło czerwone nie jest czerwone, tylko przezroczyste i nie oznacza wcale, ze trzeba się zatrzymać. Parkowanie też nie ma zasad i jeżeli na środku mostu/skrzyżowania/drogi potrzebujesz się zatrzymać i wysiąść - robisz to. Pomijam fakt, że w sobotę na parking czekaliśmy 30 minut
(jedno auto...). Ale to akurat wcale mnie nie dziwi.
|
Świetne zdjęcie w witrynie. Pomysł - Daria. Wykonanie - Monika. (widzicie z tyłu w szybie ? :) ) |
Lyon jest śliczny, zapierający dech w piersiach. Niby zwykły, a niezwykły. Będziemy tu wracać.
|
matko, ale mam tu twarz wielką |
|
Basilique Notre Dame de Fourviere |
|
Kaplica dolna. Niesamowicie mi się podobała. |
|
Pierwszy raz widziałam tak przedstawioną drogę Św. Jakuba. |
|
Jak się przechodzi francuskim kościołem i nagle zauważy się Papieża i Matkę Boskę z Jasnej Góry to robi się jakoś tak miło na sercu ;) |
|
Z tarasu obok Bazyliki widać prawie wały Lyon. |
|
ogrody w drodze powrotnej ze wzniesienia, na którym stoi Bazylika |
|
a to stare tajemne przejście z czasów wojny. |
|
te specyficzne francuskie domki są bardzo urokliwe, tym bardziej jeśli znajdują się na trasie tego wojennego tunelu |
|
Marionetki są symbolem Lyonu. na zdjęciu: dziewczynka przyłapana na przeszkadzaniu huśtającym się marionetkom |
|
Każdy most jest kompletnie inny, każdy wyjątkowy. Przez Lyon płynie Saone i Rhone, dlatego kawałek miasta jest półwyspem. |
|
Wspomniane wcześniej nic nie znaczące czerwone światło. Zdjęcie różnie nic nie znaczące. |
|
Daria: "Zobacz, tu stara architektura odbija się w nowoczesności". |
|
na koniec malunek prosto z muru. w jednych miastach jest obskurne graffiti, w innych pan grający na wiolonczeli... |
|
|
Po dniu zwiedzania sprawiłyśmy sobie spacer z plecakami na dworzec przez miasto. Nie dałyśmy nogom odpocząć w ten weekend. Oj nie ;)
I tak oto skończyła się nasza podróż - Maciek przyjechał po nas na dworzec i wróciłyśmy do realiów w Cluny...
A co w Cluny? Może dwie drobne rzeczy.
- pamiętacie chłopaka murzyna z opowieści o spaniu przez 20 godzin? cały czas chodzi naćpany i w weekend ponoć szalał.
- Maciek mówił, że dziś jak szedł do kuchni ugotować makaron to spotkał na korytarzu chór z dyrygentem, którzy szli i śpiewali. takie to są uroki mieszkania w muzeum.
a nie, trzecia drobna rzecz, w sumie nie taka drobna - mamy lodówkę. nasi Polacy pojechali ją w weekend kupić. niewielka, ale jest, więc nie musimy już kombinować z mlekiem na parapecie ;)
No, jak widzicie weekend w Cluny, a weekend gdziekolwiek indziej znacznie się od siebie różnią. Było nam to potrzebne, chociaż wyśpimy się dopiero chyba, ja w Polsce, a Daria w Paryżu. Tęsknię już bardzo i niesamowicie się cieszę, że za 6 dni będę tak siedzieć 1600km stąd, w domu :)
Oddaję głos Darii...:
Daria:
Wiecie, że Francuzi nie zdejmują flaka z parówek !!!
To był bardzo miły weekend! Mam nadzieję, że znajdziemy jeszcze mnóstwo okazji, żeby spotkać się z Viktorią i jej przyjaciółmi. Lyon jeszcze muszę zwiedzić, bo jest mi mało. Szkoda, że wszystkie sklepy były zamknięte w niedzielę...
|
Ktoś1, tata Niemiec, Viktoria, Stella, Ktoś2, Monika |
|
Kogut, symbol Francji |
|
Double facepalm w Bazylice |
|
Strome schody stanowiące część maratonu, który się odbywa w Lyonie |
|
A takie lampki mi się spodobały |
|
Lew z kolei jest symbolem Lyonu |
|
A tu lyońskie przysmaki, których jeszcze przyjdzie mi spróbować mam nadzieję! |
Oby więcej tak udanych posterasmus reunion :)