30 listopada
Monika:Witam :)
W sumie ciężko w paru słowach przekazać to, co się tu dzieje i jak to wpływa na nas, na mnie, bo to właściwie teraz tylko moja część. Przeżywam na pewno swoją wielką życiową przygodę. Nie umiem jej jeszcze zwaloryzować i nie wiem czy jest dobra, zła, wartościowa, czy w ogóle mi się podoba, ale może wynika to z tego, że wszystko tu jest tak inne, że jest tyle nowości, że mój mały mózg nie przetwarza tego w takim tempie, jak to wszystko się pojawia...
ok, do rzeczy:
Piątek:
Nie jest za wiele rzeczy, które wolno mi napisać, może to nawet dobrze, bo w sumie takie tajemnice w różnych organizacjach mają swoje plusy. Tak czy inaczej piątek był początkiem ciężkiego weekendu, w trakcie którego zostałam Gadz'Artem. Nie dochodzi chyba do mnie jeszcze do końca, że będę nim już zawsze i że biorę sobie tę organizację z jej plusami i minusami... No ale skupmy się na dobrych rzeczach. W ramach wstępu: to wszystko, co tu się dzieje, to jest trochę jak sztuka teatralna, więc proszę ot tak odbierać ;)Tak w skrócie: wprowadzam cenzurę: na początek .................. . Później ......................... . Później założyliśmy mundury. "Galowy mundur francuskiej marynarki wojennej w stopniu podporucznika, który jako uczniowie ENSAMu, Gadz'Arts, mamy prawo zakładać na specjalne okazje". Oby tych specjalnych okazji nie było za dużo, bo ten mundur specjalnie wygodny nie jest.
Później................................ . Daria pisała o swoim nowym "imieniu", więc ja też się pochwalę: moja bucque (czyli właśnie ta ksywa) to Holly, a numer rodziny (Fam's) to 168.
H(H20)L2Y - tak pisane (bo woda po francusku to "eau", a czyta się "o"). Czemu akurat to? Są dwa tłumaczenia:
1. Holly Golightly - bohaterka filmu "Śniadanie u Tiffany'ego". Audrey Hepburn oczywiście, ukochana ma ;)
2. Śmieją się ze mnie, że jestem taka święta, a "holy" to przecież "święty", więc i z tym się identyfikuję ;)
Oczywiście Francuzi nie potrafią powiedzieć "h", więc wołają na mnie "Oli", także świetnie. Chłopaki natomiast śmieją się i nazywają mnie.... "holy shit", opcjonalnie "holywood" ;P...
Ok, to tyle w kwestii imienia.
Później nastąpiła część opisana wcześniej przez Darię czyli weszliśmy monomem w tłum ludzi, którzy śpiewali, zabierali nam czapki, krzyczeli coś i w ogóle robili szum. W efekcie zostałam odnaleziona przez mojego Anciena i poprowadzona do miejsca, gdzie znajdował się mój Fam's - czyli ta rodzina. Było nas parę osób, były litry szampana (i w końcu znaleziony po walce sok dla mnie) i całkiem miła atmosfera. Później była impreza - które tu z reguły nic dobrego nie wróżą. Poza stanem upojenia wszystkich prawie, tym, że ludzie spali na korytarzach, w ogóle nie, nie będę tego więcej opisywać, bo to jest trochę obrzydliwe. Ale chciałam napisać, że poza tym wszystkim zdarzył się wypadek, o którym nasza współlokatorka nie bardzo pamięta, na jej szczęście. Więc w efekcie od 4 do 5 stałam obok karetki usiłując przebić się swoim łamanym francuskim przez pijanych Gadz'artów, którzy byli pewni, że wiedzą co się dzieje. Skończyło się tak, że ok 8 (ale nie jestem pewna, bo od 6 w końcu mogłam spać) Rachel wróciła ze szpitala z zaszytym palcem. Kto by się spodziewał, zwykle jest bardzo spokojną dziewczynką ;)
Jestem trochę przerażona tym, jak dużo znaczą tu te wszystkie imprezy, to picie i w ogóle te wszystkie dziwactwa. Szkoda trochę, bo może oczekiwałam czegoś więcej... no nic...:
Nasza główna galeria w opactwie, jeszcze czysta i pusta. To tam jedliśmy w 800 osób nasz wspólny posiłek w sobotę wieczorem. |
Tak dla przypomnienia ;) Ładne zdjęcia robione przez Tatę Maćka - dziękujemy ;) |
a w tym budynku mieliśmy swoją niedzielną przysięgę. |
Sobota:
Wstałam o 14. Zobaczyłam ten cały bałagan. Przeraziłam się. Zjadłam coś. Pomogłam w szykowaniu stołów. Zrobiła się 16. Na 16 umówiłam się z moją rodziną, która mnie przyjęła podczas tygodnia integracji. To było bardzo miłe, bo w sumie do wszystkich przyjechało tu pełno ludzi, rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, a ponieważ nasi bliscy mają daleko to większość z nas była tu sama. A mnie towarzyszyli właśnie Ci państwo. Pokazałam im laboratoria, w których się uczę, film z tego wielkiego wyzwania, kiedy pracowaliśmy przez 24 godziny (zaraz pokażę też zdjęcia), opactwo, a później zaczęła się część bardziej oficjalna. Ale o tym pisała już Daria, ja tylko dorzucam zdjęcia.
Na chwilę przed rozpoczęciem. |
Początek ceremonii. |
znów monom |
hymny Gadz'Artów śpiewa się bez nakrycia głowy. Francuzi zapominają o tym jednak śpiewając swój hymn narodowy. |
No nie za wiele tu widać, ale to jest moment odsłonięcie prezentu w centrum naszego dziedzińca. |
Prezent :) Całkiem z klasą wyszedł ;) |
na chwilę przed przybyciem gości... |
o, proszę jakie mi się zdjęcie trafiło. zostaliśmy wykorzystani do serwowania potraw. byłoby łatwiej gdybym umiała utrzymać balans z tymi talerzami ;D |
Mamy fenomenalnego wokalistę! |
o, a to taka radość nowej Promocji 2012. Cl212 :) |
Niedziela:
Wspólną część Daria już opisała, więc skupię się na moich wrażeniach i tym, co było po części oficjalnej. Wrażenia: no ok, muszę przyznać, że 200 osób w mundurach robi wrażenie, że ta przysięga, te przemowy i w ogóle ta cała aura stworzone niedzielnym przedpołudniem były imponujące. Do tego pogoda - słońce uratowało wszystkie niedociągnięcia.
Obiad niedzielny z Fam'sem trwał od 13 do 18, więc naprawdę można było w końcu poczuć zmęczenie, ale jakby na to nie patrzeć: obiad uważam za udany. Również otoczony tradycjami i specyficznymi zwyczajami oczywiście ;)
Jako że mieszkamy we wspaniałym miejscu to co chwilę nie ma prądu, wysiadają korki, przez co wszyscy chodzą wkurzeni, nie mają jak pogadać na skypie, nie mogą zrobić prania, herbaty, świetnie ogólnie wtedy jest. Taka sytuacja miała też miejsce w niedzielę. Także nie dość, że wykończeni po weekendzie to jeszcze wkurzeni brakiem prądu, poszliśmy spać jak małe dzieci - po dobranocce.
Przyczyna zwarcia została znaleziona: żelazko Daniela już głęboko ukryliśmy.
Znowu monom. Właściwie to chyba miałam nawet zakwasy... |
To jest wnętrze tego budynku, gdzie mieliśmy złożyć przysięgę. Po lewej łysa głowa studenta drugiego roku ;) |
No i monom wszystkich: nas, ancienów i archi po ulicach Cluny. To akurat wejście do naszego opactwa od strony muzeum dla turystów. |
Weszliśmy w kolejny tydzień. Niestety codziennie mamy tu jakieś egzaminy/projekty/raporty, więc bardzo powoli odsypiamy ten weekend.
Przyszedł piątek. Miałam dziś koszmarne zajęcia z jakiejś komunikacji, nie wiem po co to komu w takiej szkole. Nauczyciel, jakiś obrzydliwy, stary zboczony psycholog, ble, obym więcej nie miała takich zajęć. Byłam zniesmaczona.
A teraz, zaraz, niedługo zaczyna się kolejny weekend francuskiej rozpusty. Przyjeżdża jakaś inna organizacja studentów na "szkolenie" do opactwa. Ja już widzę to szkolenie...
Obym to przeżyła...